Większość światowych mediów podało w ubiegłym tygodniu za Agencją Reutera informację o 53-letnim indyjskim wieśniaku, który przez czternaście lat kopał tunel o szerokości 4,2m w górze, oddzielającej drogę od wioski (przeczytaj depeszę). Tunel skrócił o kilka kilometrów drogę przejazdu pomiędzy wioską, w której mieszkał, a szosą, przy której musiał dotychczas zostawiać swoją ciężarówkę. Wieśniak stał się lokalnym bohaterem, bo z tunelu mogą korzystać inni mieszkańcy wioski, co również im skraca drogę. Dodatkowo depesza informuje, że władze nie widziały możliwości pomocy w jego pracy z młotem i dłutem w ręku.
Na pierwszy rzut oka wygląda to na kolejny przejaw bezduszności lokalnej biurokracji, która potrzebną i zapewne dla machiny państwowej niewielką rzecz, zlekceważyła, doprowadzając człowieka do takiej determinacji.
Mnie zaś przychodzi też na myśl inna refleksja. A mianowicie: w jakim poczuciu ubezwłasnowolnienia i bezradności muszą żyć pozostali mieszkańcy tej wioski, skoro potrzebną im inwestycję, którą wspólnymi siłami mogli wykonać pewnie w miesiąc czasu, złożyli na barki jednego człowieka – biernie przyglądając się jego wysiłkowi i determinacji przez kilkanaście lat?!
Ta historia ma również morał dla nas – mieszkańców Sosnowca. Owszem – upominajmy się u władzy o zaspokojenie publicznych potrzeb, finansowanych przecież z naszych podatków. Kiedy jednak zasadnie brakuje środków na zaspokojenie wszystkich naszych lokalnych potrzeb, a leży to w zasięgu naszych możliwości, to nie rozkładajmy jedynie bezradnie rąk, narzekając na władzę lub czekając aż ktoś sobie o nas przypomni. Czasem można zbudować „swój tunel” bez oglądania się na innych.
Lepiej przy tym oczywiście mieć dobrych sąsiadów do pomocy – czego Państwu i sobie życzę!